Andrzej Barański z własną gwiazdą w Łodzi. Reżyser, który kroczy własną drogą

W świecie kina są twórcy, którzy podążają utartymi ścieżkami – i tacy, którzy wytyczają własne. Do tej drugiej grupy bez wątpienia należy Andrzej Barański, reżyser o wyrazistym stylu, wyjątkowej wrażliwości i czułości wobec ludzkich historii. 27 maja na łódzkiej ulicy Piotrkowskiej, Barański odsłonił swoją gwiazdę w Alei Gwiazd – symbolicznym miejscu, gdzie polskie kino spotyka się z ulicznym życiem miasta.

To nie tylko piękny gest uhonorowania dorobku filmowego, ale i chwila szczególna w biografii reżysera, dla którego Łódź zawsze była czymś więcej niż przystankiem na drodze kariery. To tu miał swój pierwszy meldunek, tu rozpoczął studia na legendarnym Wydziale Reżyserii łódzkiej Szkoły Filmowej, które ukończył w 1973 roku. Tu też pracował przez kilka lat w Wytwórni Filmów Oświatowych, ucząc się rzemiosła i obserwując świat przez obiektyw kamery.
Jednak serce Andrzeja Barańskiego bije gdzie indziej – w Pińczowie. To właśnie to niewielkie, urokliwe miasto w województwie świętokrzyskim jest jego miejscem mocy. Tam się urodził, tam dorastał i tam wraca – nie tylko ciałem, ale i duchem. W 2008 roku nadano mu tytuł Honorowego Obywatela Pińczowa, a w 2023 roku, podczas 3. Przeglądu Filmowego Natura Kina, odebrał Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” – najwyższe odznaczenie przyznawane przez Ministerstwo Kultury.
Kapituła łódzkiej Alei Gwiazd, złożona z artystów i ludzi kultury, nie miała wątpliwości, że gwiazda dla Andrzeja Barańskiego to nie tylko zasłużony hołd, ale i przypomnienie o tym, jak ważną rolę w polskiej kinematografii odgrywają twórcy cisi, skupieni, wierni swojej wizji. Jego filmy – pełne poetyckości, codzienności i ludzkiego ciepła – nie krzyczą, ale zostają w pamięci na długo. Jak „Kobieta z prowincji”, „Dwa księżyce” czy „Kramarz”.
W czasach, gdy świat pędzi coraz szybciej, tacy twórcy jak Barański przypominają, że warto się zatrzymać. Zobaczyć. Pomyśleć. I opowiedzieć historię tak, jakby opowiadało się ją przy kuchennym stole – prawdziwie i bez pośpiechu.
Gratulujemy, Panie Andrzeju. Pańska gwiazda to coś więcej niż mosiężna płytka w chodniku – to znak, że w polskim kinie wciąż świeci światło, które nie oślepia, ale ogrzewa.